Czasami tak bywa, że życie odbiera nam wszystko, co najdroższe naszemu sercu. Ludzi, przedmioty, cele lub marzenia. Wydaje się nam, że strata to koniec nas samych. Przecież nie będziemy porafili dalej żyć, tutaj się zgodzę. Nie będziemy. Nasze życie zamieni się w marną egzystencję. Odliczanie dni do śmierci lub własnej samodestrukcji.
Życie nie powinno być tak bezlitosne, prawda? Skoro istnieje jakaś siła wyższa, w którą wierzymy, powinna nie dopuścić do takich kolei losu. Dlaczego życie wystawia nas na tak ogromną próbę? By się nas pozbyć? Jaka silna jednostka pozostanie wtedy przy życiu? Być może będzie miała się czym szczycić (w końcu wytrwała najgorsze), ale ja osobiście jej współczuję - w samotności i tak długo nie przetrwa.
A wracając do początku, jeśli Wy też straciliście kogoś lub coś, bez kogo lub czego nie potraficie dłużej żyć, dajcie mi jakiś skuteczny przepis na egzystencję. By przestało tak bardzo boleć...