• Link 2
  • Link 3
  • Link 4
  • Link 5
  • wtorek, 14 maja 2013

    005.

    Czasami tak bywa, że życie odbiera nam wszystko, co najdroższe naszemu sercu. Ludzi, przedmioty, cele lub marzenia. Wydaje się nam, że strata to koniec nas samych. Przecież nie będziemy porafili dalej żyć, tutaj się zgodzę. Nie będziemy. Nasze życie zamieni się w marną egzystencję. Odliczanie dni do śmierci lub własnej samodestrukcji. 
    Życie nie powinno być tak bezlitosne, prawda? Skoro istnieje jakaś siła wyższa, w którą wierzymy, powinna nie dopuścić do takich kolei losu. Dlaczego życie wystawia nas na tak ogromną próbę? By się nas pozbyć? Jaka silna jednostka pozostanie wtedy przy życiu? Być może będzie miała się czym szczycić (w końcu wytrwała najgorsze), ale ja osobiście jej współczuję - w samotności i tak długo nie przetrwa.

    A wracając do początku, jeśli Wy też straciliście kogoś lub coś, bez kogo lub czego nie potraficie dłużej żyć, dajcie mi jakiś skuteczny przepis na egzystencję. By przestało tak bardzo boleć...

    wtorek, 7 maja 2013

    004.

    Gdy spoglądam w przeszłość, widzę w niej jedynie swoje życiowe niepowodzenia. Może kilka mało istotnych sukcesów, które zaraz i tak zostawały przyćmione przez kolejny zawód, rozczarowanie, smutek i łzy. Teraźniejszością nie ma co się szczycić. Jest ona tylko chwilowym przebłyskiem, mrugnięciem powieki... Zaraz i tak stanie się równie szarą przeszłością. A przyszłość? Jak na razie mam nikłą nadzieję, że MOŻE będzie lepsza. Choć wszystko wskazuje na to, że jednak nie. Nadzieja matką głupich, tak mówią... Mówią też, że lepiej mieć jakąś matkę, aniżeli żadną. Ale jak typowa pesymistka ma żyć nadzieją? U pesymistów się ona nie sprawdza. Tak pewnie będzie i w moim przypadku. 

    Lecz błagam, zmiłuj się losie nade mną i daj mi jakiś powód do uśmiechu.

    Wystarczy On. By był. Na zawsze. Przy mnie. 
    Wystarczy Jego imię. By na stałe pozostało wygrawerowane w moim sercu.
    Wystarczy Jego uśmiech. Bo Jego uśmiech jest powodem mojego uśmiechu.

    środa, 1 maja 2013

    003.

    Czuję się taka przezroczysta. Moja dusza, moje uczucia są tak puste, a jednocześnie tak przesiąknięte tęsknotą. Tęsknotą za Nim. Kimś, kto porwał moje serce i zakuł w kajdany miłości, z których wcale nie chciałam i nadal nie chcę się wyrwać. Wątpię też, by kiedykolwiek w przyszłości moje zdanie na ten temat się zmieniło. Czuję się taka przezroczyta. Bo nikt, prócz Niego, nie zauważa mojego osobistego cierpienia. Jakbym była przezroczysta. Najbliżsi odwrócili się do mnie plecami, albo przechodzą obok mnie bez jakichkolwiek ciepłych reakcji, prócz pogardliwego spojrzenia, o ile w ogóle raczą uraczyć mnie jakimkolwiek spojrzeniem. Tylko dokładają cierpień... I nie widzą, że ja już sobie nie radzę z tęsknotą. Albo są tak przeraźliwie ślepi, albo ja naprawdę jestem przezroczysta.